Ai |
Wysłany: Nie 12:47, 04 Paź 2009 Temat postu: ...miłość to choroba na którą nie ma lekarstwa. |
|
Prolog.
Nigdy nie było mi dane wyjechać na wakacje zorganizowane przez szkołę. Te miały być pierwsze. Jako że byłam przyszłą uczennicą gimnazjum, niby nie miałam prawa wyjechać z gimnazjalistami. Ale moja szkoła zrobiła coś mądrego – wszyscy uczniowie z roku szkolnego 2009/2010 mogli, a raczej mieli obowiązek wyjechać. To drugie to nie prawda, jednak ilość zapisanych na wyjazd opis wynosiła większość osób. Z uśmiechem weszłam do pociągu i czekałam, co przyniesie kolejny miesiąc, sierpień…
I – Dziwne spotkanie.
To był sierpniowy wieczór. Siedziałam na molo i wpatrywałam się w ciemne, tajemnicze morze. Moje długie, brązowe włosy z grzywką nie chciały być posłuszne, a to wszystko przez to, że ich nie związałam – były wolne, robiły co chciały, tak jak ja.
Zajechaliśmy do ośrodka około godziny osiemnastej. Rozpakowanie się zajęło mi około trzy godziny. Potem coś zjadłam i poszłam na plażę.
Niebo było prześliczne. Gwiazdy to to, co lubiłam najbardziej. Położyłam się nie zważając na to, że było trochę niewygodnie i rozmarzyłam się. Wyobrażałam sobie siebie w ramionach jakiegoś chłopaka, śmiejących się do siebie. Czemu do tej pory nie wiedziałam, jak to jest? Codziennie w końcu widziałam pełno par, a ja byłam zupełnie sama…
Nagle moją uwagę zwróciła pewna gwiazda, sprawiała wrażenie takiej, która miała zaraz spaść. A przecież tego nie dało się przewidzieć. Na wszelki wypadek pomyślałam życzenie. I słusznie, spadła.
Zadowolona z siebie wstałam i poszłam powolnym krokiem do domu, przy okazji wywalając się chyba z dwadzieścia razy a to o kamień, a to o korzeń. Nagle, jak to znając moje szczęście, musiałam wpaść na kogoś.
– Pewnie nauczycielka – pomyślałam wzdychając. Oh, jak bardzo się wtedy myliłam. Chociaż wydawać się mogło, że miałam rację. Wysoka osoba z średniej długości włosami. Wygląda na dziewczynę, prawda? Nagle usłyszałam jednak męski głos.
– Co ty tutaj robisz o tej porze? Wszyscy cię szukają! – Poinformował mnie. – A tak właściwie… Jestem Kamil.
– A ja Ai. – Uśmiechnęłam się. – Jak to wszyscy? Myślałam, że nikt nie widział, że…
– Sprawdzali listę. – Nagle mnie olśniło. No jasne, wiedziałam, że o czymś zapomniałam, ale o czymś tak banalnym?
– Dziwne, czemu żadna z moich przyjaciółek nie udawała, że jest mną? – mruknęłam. – Niech to, teraz zamkną mnie w pomieszczeniu bez klamek i okien, żebym nie mogła nigdzie wyjść.
– Wiesz, nie pomyśleli o tym, ale to świetny pomysł. Chyba im go podsunę. – Zaśmiał się i wtedy ja, odruchowo, uśmiechnęłam się.
– No wiesz co, wredny jesteś. – Uderzyłam go lekko ręką, tak dla żartu.
– Niedobrze, tak nie wolno. Uważaj, bo naprawdę do nich pójdę i każę cię zamknąć!
– To idź. Niech mnie złapią, najwyżej się utopię.
– To byłaby wielka strata. – Spojrzał mi w oczy. – Lepiej chodźmy już do ośrodka, bo pomyślą, że mnie zabiłaś czy coś i wyślą list gończy. – Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę naszych domków letniskowych. Westchnęłam, ale nie z powodu czekającej mnie rozmowy, tylko z powodu rozstania z przyjacielem… |
|